Zobaczywszy teraz jenerała, może z miłosierdzia nad jego niedolą, może dla wspomnień jakichś i odgadując myśl pułkownikowéj, zarumieniła się, zmięszała i zdziwiła saméj sobie, że uczynił na niéj jakieś dziwne wrażenie. Po kobiecemu usiłując je sobie wytłómaczyć, pogniewała się na serce, w którém niby odżyła odrobina zapomnianego i nierozwiniętego uczucia. — Wszakżem go nigdy ani myślała kochać? — powiedziała sobie — a jednak doznaję czegoś, jakby radośnie zmartwychwstającego przywiązania, które istniało... A! nie — to chyba część macierzyńskiéj miłości, zaczerpnięta w obcowaniu z moją tą d b ą pułkownikową...
Tak sobie mówiła Misia i uśmiechnęła się, spojrzawszy w zwierciadło, w którém świeżą jeszcze ale już zmordowaną i znękaną swą ujrzała twarzyczkę.
— Obawa płonna, rzekła do siebie — nie jestem już dzieweczką ową, któréj śnił się każdy uśmiechający się do niéj młodzieniec. — Ot — po prostu — żal mi to serce ścisnął... a zakłopotałam się, bo mnie zawsze to mięsza, że on myśleć musi, jak matka mnie pragnie wydać za niego — téj myśli już się choć teraz przynajmniéj wyrzec musiała... Zdaje się, że nie przystalibyśmy nawet do siebie. O! nie! nie! ten mój biedny umarły będzie jedynym moim kochankiem.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/705
Ta strona została skorygowana.