wincyi, dobrze tu musi fałdów przysiedzieć, nim się swojskim stanie...
No — ale poznać się trzeba, rozpatrzeć... Nic ci to łatwiejszego jak się tu okupić — ale i okpić, mościa dobrodziejko... Dobra pozadłużane... hipoteki nie czyste, adwokaci mądrzy... a potém i to gospodarstwo...
Zresztą, po cóż gospodarować, kiedy teraz nową modą papiery sobie można kupić i jak paznogcie je co kilka miesięcy obcinać i z tego żyć... Bo to mościa dobrodziejko, nowy świat... nowy! Pokomponowali wiele dobrych rzeczy, nie ma co mówić, ale i szalbierstwa dużo...
Pan Skwarski głową trząsł..
Nuż potém dawne, wesołe owe wspominać czasy, ów rok 1831... gdy Warszawka taka była rozpromieniona i szczęśliwa, bo wolna. Wszystkich drogich zmarłych powyciągano z mogił. Skwarski dodał... Chłopicki tu, mościa dobrodziejko, ostatniego robra zgrał i szlema wziął... na tamten świat... Stary nasz, trzymał się jak na napoleońskiego żołnierza przystało...
Było nas tu niedobitków dosyć... teraz coraz się przerzedza... my z Elżusią jakożeśmy się ostali...
— I proszę cię, moja pułkownikowa, przerwała Elżusia patrząc na męża, ja się na pruchno zestarzałam a mój Ksawerek, proszę cię, i młody i młody!
Ksawerek włosy poprawił, nieco się uśmiechnął,
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/716
Ta strona została skorygowana.