miał gościa — tknęło to nie mile matkę, bo się obawiała o niego i nie pojmowała, kto go tu mógł odwiedzać; trzeba było wszakże czekać... aż się ta rzecz wyjaśni.
Gość dosyć był niespodziewany w istocie. — Oczekując napowrót matki i korzystając z chwili wolnego czasu, jenerał poszedł obejrzeć piękne reszty Floryańskiéj bramy. Tu gdy obchodził ją zetknął się oko w oko z ubranym po podróżnemu mężczyzną przystojnym, tego wieku co on, który, popatrzywszy chwilę z uwagą, zdziwiony rzucił się ku niemu, po cichu wołając po rusku.
— Na miłość Boga! Stanisław Karłowicz! tyś żyw?
Rzucili się sobie w objęcia i uścisnęli, jak się może nigdy jeszcze Rosyanin z Polakiem nie uścisnął.
Nieznajomy miał rysy szlachetne, czoło wysokie, kształty twarzy arystokratyczne, postawę i ruchy człowieka wielkiego świata, ale razem coś żołnierskiego, bo wszyscy Rosyanie żołnierzami byli, są lub choć jakiś czas być muszą.
— Chodźmy, gdzie chcesz — szepnął Stanisław do niego — ale nie rozmawiajmy w ulicy, bo mam powody sądzić, iż mnie tu śledzą...
Zżymnął się niecierpliwie na to Rosyanin... poprowadzili się pod ręce do hotelu.
Tym przyjacielem Stanisława, który w chwili ostatnich wypadków opowiadanych przez nas posłany był
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/718
Ta strona została skorygowana.