na Kaukaz a którego niebytność srodze się czuć dała Zbyskiemu — był Andrzéj Konstantynowicz kniaź Arusbek, ze staréj rodziny ormiańskiéj, dawno już zupełnie zrusyfikowanéj. Matka Arusbeka Rosyanka i także jakaś księżniczka, dama dworu, w wielkich łaskach u cesarza Mikołaja, świetną synowi przygotowała karyerę. Andrzéj był paziem, potém fligel-adjutantem, miał przed sobą otwarte urzędy, najwyższe stopnie, największe łaski, niestety — nie był do tego wszystkiego stworzonym. — Kto w jego młodéj jeszcze duszy zasiał ziarna uczuć, które mu na zawadzie stać miały, było tajemnicą. Mówiono, że miał guwernera cudzoziemca. Andrzéj grzeczny, miły, posłuszny woli matki i cesarza, szedł drogą, jaką mu wskazywano, ale znać było z jego twarzy, oczów, milczenia, poważnego czoła, że mu to wcale w smak nie szło. Gdy tylko mógł, biegł do książek, zamykał się w samotności, pracował i uciech a rozrywek, których tak społeczność rosyjska jest spragnioną, zdawał się wcale nie żądnym. Już to samo uczyniło go podejrzanym; potém, mimo najściślejszego spełniania rozkazów czuć było w nim, że pochlebcą nigdy ani bałwochwalcą nie będzie. Nie prosił téż o żadne łaski, matka nie pojmowała, jak mógł najmniejszéj nie mieć ambicji.
Arusbek mimo protekcyi nie poszedł już daléj, słówko cesarskie, wymówione w złym humorze, odepchnęło od niego ludzi... Matka zgryzła się biedna
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/719
Ta strona została skorygowana.