ręka w rękę. Jeszcze raz pytam się, z kim i do kogo mówić?
— Mój Andrzeju! rzucając mu się na szyję, zawołał jenerał — z ludźmi jak ty! niech oni idą i apostołują a nawracają...
— Czytałeś Dixona? zapytał kniaź.
— Nie.
— Dixon znalazł takiego apostoła czystéj wiary od dwudziestu kilku lat zamkniętego w sołowieckim monasterze z rozkazu najświętszgo Synodu... Oto los apostołów u nas...
— Dla tego, że ich jest mało — odpowiedział jenerał...
— Może — rzekł kniaź — a przecież tam, gdzie tyle rozkołów, apostołowanie wiary łatwiejsze... polityczne trudniejsze stokroć — nie ma mówić do kogo.
Andrzéj spuścił głowę smutnie.
— Nie wątpię ja o przyszłości Rosyi, ale to olbrzymie ciało zlepione nie zrosłe potrzebować będzie wieków, ażeby przefermentowawszy dojrzało... Próbować na niém będą swych sił politycy wszelkiego kalibru... i kto wie, czy zewnętrzne okoliczności spokojnie mu się dadzą dorobić przyszłości. — Jest to przecie ojczyzna moja — dodał, kocham ją, w tym chaosie oczy moje, dziecięce widzą może same błyszczące kryształy zamknięte w łożach granitu i skamieniałych piaskach... Smutek ogarnia duszę, z rezygnacyą patrzeć
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/731
Ta strona została skorygowana.