Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/733

Ta strona została skorygowana.

wych, nie będzieli-to gotowy sprzymierzeniec w samych wnętrzach kraju?
Zbyski się rozgorączkował, Arusbek milczał, blada jego twarz była spokojną, marmurową — lekko ramionami ruszał.
— Mój Stanisławie, rzekł, z ciebie się dziś stał nieznośny polityczny działacz, marzyciel... gaduła... Jabym pragnął zapomnieć o tém, że na świecie są sprawy, którym ja ani zapobiedz ani pokierować niemi nie mogę, jabym chciał duszą artysty i poety szukać piękna,... wielbić naturę, rozkoszować się wiekuistą świata młodością... czytać, myśleć, marzyć... a ty... a ty!
— A ja skazany jestem moją naturą polską na to męczeństwo, odparł Zbyski. Jestem tułacz... rozbitek... pod nogami brak mi podstawy, ziemi — braci, rodziny... muszę sobie lepsze tworzyć światy.
— I cały boży dzień w nich mieszkać? ciągle w nich być zamkniętym? odparł Arusbek — o! daruj, jabym nie wytrzymał — udusił się, zamęczył. — Odpocznijmy...
Zbyski podał cygaro, przeszedł się po pokoju...
— Słuchaj no — zagaił kniaź, któż jest ta piękna, smutna, poważna panna czy pani przy twéj matce? Twoja krewna?
— Nie — rzekł jenerał, ale wychowanka, ulubienica méj matki... z którą niegdyś, dawniéj... miała może myśl mnie żenić...