— Powiedz bez ideału! przerwał wzdychając Arusbek. Naród bez Boga a człowiek bez jakiéjś miłości w sercu jest trupem.
Nie mam rodziny, siostry, brata, nikogo, kocham więc wszystko, co mi jakąś stroną, rysem, dźwiękiem, barwą ideał przypomni. Śmiéj się, ja się tego nie wstydzę, ja się tém pysznię... W moich miłościach bez końca nie było nigdy ani kropelki brudu, ani odrobiny kalającéj je namiętności. Nawet gdym latając po świecie trafił na ideał, co się już zaparł swych szat niebieskich, co mnie chciał spętać szałem... umiałem się obronić i zmusić zepsute istoty, by się dla mnie za anioły poprzebierały...
Więc tak przez świat idę bez myśli, bez celu, rozmarzony, spostrzegam kwiat Boży, staję i modlę się do niego... kocham, szaleję... Potém ona uciecze lub mnie porwie coś i tęsknię, tęsknię, aż zobaczę drugi...
Długo w noc przeciągnęła się rozmowa, a że było pogodnie i jasno, Zbyski przeprowadził przyjaciela do Saskiego hotelu, żegnając go do jutra.
Nazajutrz był obiad u Skwarskich a że staruszkowie nigdy prawie nikogo nie przyjmowali oprócz przyjaciela doktora, zamęt więc był wielki w domu dla przyjęcia miłych gości. Skwarski się ogolił, zaczesał łysinę, włożył nowy surdut, świeżą chustkę, i — co go pono