wody. Miał téż swoje teorye szczególne, na przykład że natura stwarzając człowieka w pewnych warunkach klimatu, życia, w każdém miejscu lekarstwo przygotowywała na te słabości, które się wyrodzić w nim mogły. Dla tego środków wyszukanych zamorskich, jak on zwał, nie chętnie używał, wolał domowe jako do natury lepiéj zastósowane... Chinę gotów był zastępować tanninem lub korą wierzbową... Uczeni bardzo lekarze śmieli się z niego, on na nich ramionami ruszał. Lekarstw téż w ogóle nie lubił i niemi nie okarmiał. Był sobie poczciwy, gderliwy — a gdy mógł gdzie nie grać roli lekarza i być sobie tak prywatnym człowiekiem, najlepiéj mu z tém było. Sama wzmianka o chorobie humor mu psuła, dla tego w ogóle na pacyentów się gniewał.
Pan Skwarski znowu miał manią opisywania swych dolegliwości i radzenia się na nie. Jak tylko usta otworzył, doktor Ignacy marszczył się. — Co bo asan znowu! chory! gdzie chory! komponujesz! widzi mi się imaginacya! U was wszystko choroba... Co za choroba? Zdrów jak pień: napij się rumianku — i po wszystkiém!
Doktor sam nie chorował prawda nigdy i może dla tego w słabości cudze nie wierzył; życie prowadził bardzo skromne, wstrzemięźliwe, spokojne... Ruchu miał wiele, zmartwień prawie żadnych... Pomiernie otyły, silny, z twarzą ciemnéj płci, nieco rumianą, z sinemi oczkami, z nosem dużym i niekształtnym, doktor Ignacy
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/737
Ta strona została skorygowana.