chodzeniu z czystéj krwi szlacheckiéj nie mogło być najmniejszéj wątpliwości.
Przybycie pana Okońskiego do Skwarskich w czasie obiadu dla wtajemniczonych w życie miejskie jak doktor Ignacy oznaczało, że już gość ów o przybyciu pani Zbyskiéj i jéj syna wiedział, że nie potrzebował ich widzieć a dodatkowo może starego węgrzyna chciał skosztować. Na inne bowiem przysmaki kuchni skromnéj państwa Skwarskich nie mógł się taki człowiek łakomić, a raz na zawsze był zaproszony pod Baranami.
Wszedł pan Wilhelm i jednym rzutem oka objął, rozklasyfikował, ocenił towarzystwo... Zaprezentowany ukłonił się i grzecznie i bardzo zręcznie, krzesło sobie przysunął z gracyą wielką i ulokował się jakoś pomiędzy doktorem, który go cierpieć nie mógł, a jenerałem...
Doktor i on żyli z sobą dosyć z daleka, stykali się rzadko, wstręt mieli do siebie wzajemny, ale byli z sobą bardzo grzeczni.
— Kochanego doktora Ignacego — rzekł Okoński — nie widziałem od wieków wiecznych — cieszę się, że zdrów i dobrze wygląda...
Doktor skłonił głowę.
Rozmowa była trudną, ale w nawiązaniu i tkaniu jéj, nawet w najmniéj sprzyjających okolicznościach, pan Okoński był mistrzem. Wzywano go téż w razach
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/751
Ta strona została skorygowana.