Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/752

Ta strona została skorygowana.

zdesperowanych, gdy nie spodziewano się jéj o własnych siłach utrzymać.
— Państwo z Królestwa tego nieszczęśliwego, odezwał się do pani Zbyskiéj, ja także jestem obywatelem Królestwa... ale tam teraz życie stało się niemożliwém. Ta biedna Warszawa...
Westchnął, zawtórowano mu...
— My tu przynajmniéj mamy swobodę osobistą, opiekę nad narodowością, i niech sobie ludzie mówią co chcą — żebyśmy nie mieli dezorganizacyjnych żywiołów, przy dobréj woli rządu... bylibyśmy teraz jak u Pana Boga za piecem.
Doktor coś pomruknął. — Okoński spojrzał nań — rozśmiał się.
— Kochany doktor trochę jest pessymistą...
Ignacy ruszył ramionami. — Ja-pes-sy-mi-sta! No — proszę... panie majorze, czy ja jestem pes-sy-mi-sta?
— Troszeczkę — rozśmiał się Skwarski...
— Nie wiem, czy pani pułkownikowa Zbyska raczy sobie przypomnieć, przerwał Okoński, iż miałem zaszczyt być jéj prezentowanym przed laty dziesięcią u pani hrabiny Augustowéj...
— Tak... przypominam sobie! szepnęła skłopotana nieco pani Zbyska, w istocie nie pomnąc nawet, czy u pani hrabiny Augustowéj była. Okoński mówił dalej.
— Lepsze to doprawdy były czasy — i ludzie nawet między Moskalami nie źli. Książę Gorczakow un