bek, zobaczywszy go i zimno przywitawszy, wyszedł zaraz; jenerał przyjął go milcząco. To chłodne przyjęcie zdawało się raczéj pociągać kniazia Samuela niż odstręczać. Siedział godzin parę, w rozmowie badał na wsze strony Zbyskiego, a nie dowiedziawszy się od niego nic, oprócz że się może w Galicyi osiedli, zdawał przykro dotknięty. Pytał po kilkakroć i o Arusbeka, ale o tym powiedział tylko jenerał, że się z nim wypadkiem tu spotkał, że bawi nie długo i zapewne przez Warszawę do Rosyi powraca.
Wszystko to Samuel przyjmował z niedowierzaniem pewném, z półuśmiechem, a gdy nawzajem spytał go Zbyski, co on tu robi, odpowiedział, że ciekawy był staréj ruskiéj stolicy i jedzie do Lwowa na dni parę.
— Trudno się było oprzeć pokusie — rzekł — siedzieć w Wiedniu, a naszego kraju nie zobaczyć. Przecież się tam teraz ku nam sympatya obudziła i poczucie braterstwa. Rusini mają rozum, że do silnego lgną a przerobienie się na model wielkorosyjski nie wiele ich będzie kosztować. Pamiętam, gdy mi jeden Małorosyanin w Kijowie z westchnieniem wyznał: Enfin-que sais-je, nous sommes peut être destinés a être eternellement l’envers de quelqunn, nous avons été d’envers de Polonais, nous le deviendrons pour la Russie...
Jenerał nic nie odpowiedział na to, Samuel popatrzał nań... zagadał czémś obojętném i odszedł.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/761
Ta strona została skorygowana.