się czegoś przecie dowie, ale dopytał się tylko tego, iż podróżny ma wspaniałe kufry, że złotem płaci i że strasznie być musi bogaty... To go w tém kwaśniejszy humor wprawiło, bo z takim człowiekiem miłąby była znajomość. Arusbek właśnie unikał wszelkich nowych, bo mu w tém ciasném kółku bardzo było dobrze.
Nazajutrz po ukazaniu się kniazia Samuela spotkali go jeszcze w ulicy ci panowie, ale skłoniwszy się im z daleka, zniknął. Szedł tym razem z jakimś słusznym, wysmukłym jegomością bardzo uniżenie towarzyszącym mu... który nie zdawał się być Rosyaninem...
W kilka dni potém jenerał z wielkiém zdziwieniem swojém zobaczył Tura na progu... powitał go serdecznie, ale zdziwiony, że się tu mógł dostać. Biedny człowiek wyglądał blado, mizernie, kaszlał gorzéj niż wprzódy; przecież twarz miał jaśniejszą, rozpromienioną a podaną sobie rękę gorąco uścisnął,
— Co wy tu robicie? spytał jenerał.
— Cicho! cicho — odparł wygnaniec, w Wiedniu przez Niemców potrafiłem sobie warunkowe wyrobić pozwolenie pobytu w Galicyi... jestem już z tego szczęśliwy...
— I cóż myślicie?
— Nie myślę nic! bądź co bądź... choćby umierać na swojéj ziemi! dodał Tur ze łzami w oczach — coś
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/765
Ta strona została skorygowana.