nastraszycie i pierzchnąć gotów... Dajcie mu się rozpatrzeć, odetchnąć...
— Mój dobrodzieju! — odpychając męża rzekła pani Rozalia — wszystko to dobre, co pan Ropczycki prawi, ale ja swoje, ja swoje. Dziś do nas na obiadek, en petit comité, en famille, sami swoi... Proszę, bardzo proszę, co Bóg dał... à la fortune du pot... No! ja proszę.
— I ja proszę za mamę! — dygając dodała piękna hrabina.
— I ja proszę, choć za późno, bo na końcu — dołożył gospodarz.
Jenerał się skłonił — nie mógł odmówić...
— Jemy o trzeciéj! czy to nie zawcześnie dla pana nawykłego do stolicy?
— A! pani — rzekł jenerał — ja jestem żołnierzem i nawykłem jeść, kiedy dają, a nawet całkiem się bez jedzenia obchodzić..
— To dobrze, parce qu’en fin, może być bardzo zły obiad...
W ten sposób zawiązała się zaraz poufalsza znajomość z całym domem, jenerał odjechał ucieszony tą znajomością jakąś milszą i serdeczniejszą niż inne.
Wracając do hotelu, zdało mu się, że zobaczył przesuwającego się kniazia Samuela, lecz że ten go czy nie poznał czy poznać nie chciał, nie przywitali się z sobą. Właśnie nań jeszcze patrzał, śledząc mimowol-
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/794
Ta strona została skorygowana.