nie oczyma, gdy ktoś go za rękę pochwycił. Był to drugi niespodziany Rosyanin — Nizin...
— Co wy tam patrzycie na kniazia? rozśmiał się — hę? on! on sam... nie mylicie się...
— Ale wy co tu robicie także? — spytał jenerał.
— W ulicy ani w bramie spowiadać się nie lubię, odparł Nizin, chcecie, to do was zajdę na chwilkę,
— Bardzo proszę...
Wszedłszy Nizin, skręcił sobie naprzód papierosika, bez którego żyć nie mógł, rozsiadł się w krześle...
— No! no! zawołał — wy dziwujecie się kniaziowi, ja się dziwię, że was tu widzę, a kniaź, jeśli poznał, podziwi się także zoczywszy tu nas obu... Cóż chcecie? przyszedł na to czas, że za carską Rosyą, która po staremu koleją wyżłobioną się wlecze, ochotnicy coś robić muszą. Kniaź téż niby ochotnik... niby! ba... ja jego znam ptaszka... on te interesa robi, które mu jego interesa robią... Ja — to wy wiecie — nie taję się, ja republikanin, demagog, socyalista... stracona placówka... orzę zagon dla przyszłości... No — a wy?
— Ja sobie szukam zagonu, aby orać na chleb powszedni, odparł jenerał zimno. Aż nadto jest tych, co pracują około baniek mydlanych, potrzebaż kogoś, coby chleb piekł.
Nizin na niego popatrzył.
— To prawda, ale z was pono także piekarz pro-
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/795
Ta strona została skorygowana.