blematyczny, wybyście téż chcieli upiec może jaki pierog, jeno się to nie sklei!... rozśmiał się Nizin. Wy przedemną nie powiecie, czego wy chcecie...
— Spokojności! szanowny panie Ilja, nic więcéj! ręczę wam! Ambicyi nie mam żadéj, jestem po troszę sceptyk... a dzisiejszy czas taki, że to, coby się uczynić chciało, o tém i myśleć nie można.
— Na przykład? — spytał Nizin.
— No... na przykład, pojednać Niemca z Rosyaninem i Polaka z Niemcem i wszystkich ich z sobą...
— To zawcześnie — rzekł Nizin — ja jestem doktryner, marzyciel, utopista, ale ja to widzę, że te nieprzyjaźnie ludów to jest zakwas, bez któregoby się chleb nie rozczynił... pospaliby się wszyscy... to potrzebne...
— Ale czy sprawiedliwe? — spytał jenerał — wszyscy ludzie bracia!
— Czort jego wie — rozśmiał się Nizin — jużciż to w republikańskim katechizmie stoi... a potém, wszakże Abel i Kaim bracią byli!!
Począł się śmiać głośno. — Ej! ej! — dokończył hamując się powoli — z Polakami, jakby oni rozum mieli, możnaby się zgodzić, z Niemcami to trudno...
— A z Polakami jak?
— Niech tylko z ruskiéj ziemi ustąpią...
Jenerał z kolei śmiać się zaczął.
— Cóż — spytał — chyba na tamten świat, bo
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/796
Ta strona została skorygowana.