i pięknie wystrojoną z wielkim smakiem hrabinę, która się nim natychmiast zaopiekowała z grzeczną natarczywością.
— Siadaj pan koło mnie — rzekła — ja panu wszystkie nasze piękności pokażę a w potrzebie nawet o każdéj dostarczę szczegółów biograficznych... Odemnie się pan nie wyzwolisz, jako córka gospodyni mam pierwsze prawo do gościa.
Uśmieszek bardzo wdzięczny towarzyszył tym wyrazom... a że strój był wieczorny, odkryte śliczne rączki, piękny biust marmurowéj białości, udatna szyjka popisywały się bezkarnie... Oczki ciemne, przymrużone zdawały się pytać go ciągle — Coś ty za jeden! coś ty za jeden, tajemniczy gościu, milczący, chłodny, zamknięty? dla czego należnego mi hołdu nie składasz? czemu wystygły jesteś i życia ni szczęścia nie chciwy?... Coś ty za jeden... człowieku?
Na te oczów pytania Stanisław szklanym wzrokiem rozbitka zdawał się odpowiadać — Wyżyty jestem, zastygły... iskry młodéj nie ma we manie... miłość moja zstąpiła do grobu... żyję tylko, bo żyć muszę...
Na to oczki zmrużone figlarnie odpowiadały — My cię wskrzesimy z martwych...
Tymczasem usta próbowały pomagać oczom, choć nie unisono; oczy były czułe, usta szyderskie. Umiała być razem dwoma... smutną niby, a trzpiotowatą
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/824
Ta strona została skorygowana.