Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/828

Ta strona została skorygowana.

cych właśnie do salonu pań miało nastąpić, z ulicy dał się słyszeć gwar jakiś niezwyczajny. A była to jedna z tych spokojnych, małych, poczciwych uliczek, na któréj nawet hałaśliwego szynku brakło... Gwar złożony widocznie z owego złowrogiego szumu ciżby ulicznéj, z którego jak wystrzały wylatywały kiedy niekiedy okrzyki... Zbliżał się coraz... Wszyscy pozrywali się z krzeseł, mężczyzni pobiegli do okien, niektórzy na ganek i do ogródka. Jenerał w przekonaniu, że się pali, chciał biedz ratować... nie mógł się dopytać, co to się stało... Panie trochę przestraszone szeptały, mężczyzni ramionami ruszali, kapitan był gniewny i czerwony.
— Cóż to takiego jest? zapytał jenerał.
— Co to jest! a to głupstwo, z pozwoleniem, nasze... zawrzał Ropczycki, ktoś nawołał lud dla zrobienia manifestacyi przeciwko izraelitom, mamelukom, może redakcyi jakiéjś... lub... a kto ich tam wie! Tłumy więc pomnażające się szumowinami ulicznemi, pod wodzą kilku antreprenerów kocich muzyk i bicia szyb.. biegną gdzieś na wskazane miejsce, dopóki c. k. policya, która nie lubi się w te interesa wdawać, nie zjawi się nareszcie i nie popróbuje brać do kozy... co jéj się nie uda.
— Za prawdę ciekawy widok, rzekł jenerał, i gdyby go zdala można oglądać...
— Dla mnie on nie ciekawy, westchnął kapitan,