dla pana dobrodzieja takiego, że na całą naszą Galicyą drugiego nie znaleść. Ziemia wyborna, rzeka prawie spławna, dwór pański, park prześliczny i majątek tani.
— A właściciel? spytał jenerał.
— Dojada w Wiedniu ojcowizny! westchnął hrabia, te nieszczęsne tancerki go zgubiły! Gdyby był się kontentował mniéj kosztownemi pięknościami, ale miał pasyą do tancerek i to do najdroższych. — Stanisław milczał.
— Przyznam się panu, żem stracił ochotę do osiedlania się w kraju za mało mi znanym, gdzie się wszystkiego, począwszy od ludu, uczyćbym musiał, sąsiadów, proboszcza, urzędników, prawa i języka...
Hrabia ruszył ramionami jakoś niedowierzająco i dodał, jakby wymówce nie wierzył:
— Nie kupisz pan, to nabędzie jeden z naszych nowo sztyftujących się magnatów, którzy politykę, finanse, spekulacye i popularność zarazem uprawiają... Ja — dodał — nie chwaląc się, pochodzę z jednéj z tych starych rodzin, których szlachectwu nic zarzucić nie można. Moi przodkowie mieli klucze i dobra... ale ci panowie!! Ja téż musiałem ugiąć się pod jarzmo wieku i wleść między bankierów i grzebać się w papierach i wekslach... ale ja! trzymam się tylko, żeby nie paść... Ci zaś, o których mówię, z ekonomczaków i rzeźników powychodzili na austryackich grafów i tęgo
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/831
Ta strona została skorygowana.