się biorą i familie swoje postawią lada dzień w izbie panów! Nie można ich ignorować, bo są potęgą...
Obrócił się hrabia, popatrzał w koło, zamilkł.
— Nie kupisz pan, nabędzie A. B. lub C. a szkoda... wolałbym, żeby to przeszło do kogo i innego, nie do tych dorobkowiczów, których cierpieć nie mogę... Żaden z nich nie wywiedzie się panu ze trzech pokoleń..
— To do pewnego stopnia zasługa... aus eigener Kraft... dobyć się z tłumu... rzekł jenerał.
— A żebyż to była siła... ale to...
Wtém przerwano im rozmowę, bo jedna z pań szła do fortepianu i miała coś zaśpiewać, a hrabina skorzystała z ruchu w salonie, by się zbliżyć znowu do gościa — i porwać go w swe szponki różowe.
— Pan mi uciekasz — zawołała śmiejąc się... ale nie mogę dozwolić, ażeby przebrzydły ten hrabia — bankier go eksploatował... Nadtobyś o nas miał złe wyobrażenie... A potém dodała ciekawie się weń wpatrując:
— Nie prawda? nasza emeut’a miała wiele charakteru! To bardzo malownicze i ładne ten lud zburzony, ryczący... roznamiętniony... srogi... ten szum, te śmiechy... okrzyki.
— Tak — w poemacie — dodał jenerał.
— A w życiu? nie trzebaż trochę poezyi wśród prozy jego?
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/832
Ta strona została skorygowana.