Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/849

Ta strona została skorygowana.



W sali jadalnéj Hotelu pod Różą, tak nazwanego zapewne dla tego, że nie różaną tchnie wonią, dokoła dosyć przyzwoicie zastawionego stołu na kilkanaście osób... chodził sam jeden kniaź Andrzéj Arusbek i spoglądając na skromną zastawę, wzdychał. Co chwila przywoływał on najstarszego sługę i żądał czegoś takiego, czego albo nie było całkiém w hotelu lub o czém prastare tylko tradycye i głuche chodziły wieści, iż niegdyś przed czasy istniało. Kelner znajdował Rosyanina niesłychanie wymagającym i dziwił się w duchu, czemu z takiemi żądaniami nie poszedł sobie do Saskiego Hotelu; kniaź znowu dziwił się, że gospoda pod Różą mogła zaspokoić smakoszów miejscowych tak patryarchalnemi środkami, jakiemi rozporządzała. Oba rzucali na się oczyma ludzi niezmiernie zdumionych, że się z sobą spotkali.
Co chwila Arusbek dzwonił, kelner z serwetą na ręku wchodził, łamanym językiem zaczynała się rozmowa i kończyła tém, że żądanie nie mogło być uskutecznione.