Na te smętne przygotowania do obiadu, na godzinę szóstą wieczorem zamówionego, nadszedł w pomoc księciu jenerał. Czuł on, że do porozumienia się z władzami miejscowemi może być potrzebnym.
— A cóż? spytał w progu — jest wszystko w porządku.
Andrzéj ramionami tylko ruszył.
— Wiesz co, rzekł, trzeba prawdziwie cnoty wnuków rzeczypospolitéj i Spartanów, ażeby się zaspokoić tutejszą restauracyą. Z głodu zapewne nie umrzemy, ale po Petersburgu, naszych klubach i restauratorach, wykwincie kuchni i gastronomicznych wymysłach... znalazłem tu zacofanie prawie bajeczne. Musiałem się zaspokoić obiadem oklepanym, któryby mi gdzieindziéj haniebny wstyd zrobił. Widzę jednak, że tu inaczéj być już nie może... Ci ludzie nazwisk potraw wymyślniejszych nie znają, o wielu rzeczach nie słyszeli... i są nieświadomości osłupiającéj.
— To na pochwałę kraju! odparł jenerał — wierzaj mi, że w ślad za zbytkiem idzie zepsucie, że wykwint płaci się utratą energii, osłabieniem charakterów i powolném wyczerpaniem sił fizycznych i moralnych...
— Są to stare prawdy uznane, którym zaprzeczać nie myślę — rzekł kniaź — ale od spartańskiéj polewki do Heliogabalowskich uczt daleko a w środku jest pewna miara. Tu widzę tylko zaniedbanie...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/850
Ta strona została skorygowana.