— Ażeby narada nasza — ozwał się gospodarz — szła w pewnym porządku, czy nie uznacie, panowie, byśmy powinni kogoś wybrać, coby jéj przewodniczył?
— To się nam należy! — rzekł krakowski redaktor.
— Zgoda! Zgoda! powtórzono zewsząd.
— Kto żąda głosu? zapytał Arusbek.
Milczenie zapanowało, gdyż nikt pierwszym być mówcą nie życzył.
Łatwiéj jest daleko stanąć w opozycyi i rozsnuć zadanie, niż podstawy dyskusyi położyć i granice jéj określić. Z obu stron téż wahano się z oznaczeniem postulatów. Wszyscy spoglądali po sobie skłopotani... gdy słowianofil ze zwieszoną wargą, który jadł i pił do syta a niecierpliwy był, ażeby na pole słowiańskie kwestyą wprowadzić, zażądał głosu.
Gorliwości w popieraniu swéj idei nie zbywało temu panu, na nieszczęście wymowy nie miał, a że myśleć uczyła go tylko natura i doświadczenie, sztuki logicznego zbudowania planu swéj rzeczy nie posiadał. Zająknął się zaraz w początku... ale miał do czynienia z cierpliwymi i przy deserze, który był jedną z najlepszych części obiadu — to go uratowało.
O panslawizmie téż tyle się wszyscy nasłuchali... że kto czego nie zrozumiał, to się domyślił.
— Panowie — rzekł słowianofil — panowie po-
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/862
Ta strona została skorygowana.