nią. Zbliży się kto, pewno nie z miłości ale z potrzeby a uzyskawszy, co chciał — ucieka.
— Wyznaj pan, że bylibyśmy podli, gdybyśmy ciśnięci płaszczyli się wam... Zbliżenie zależy od was, silniejszy może uczynić krok bez upokorzenia, nigdy słabszy. Prawdę rzekłszy, wszystko to zależy od was i tylko od was. Jeśli chcecie zgody, bądźcież zgodni... bądźcie sprawiedliwi, cofnijcie uciskające prawa... pokażcie, iż życzycie w istocie być braćmi.
Jeżeli zaś wymagać będziecie, abyśmy przyjmowali schizmę, udawali Rosyan, zdjęli z siebie skórę polską, zapomnieli języka, zaparli się dziadów... zdecydujcie się na jeszcze sto lat walki... aby po stu latach dopiero uznać, iż popełniliście błąd nie darowany i siły sterali nadarmo...
Tak mówił demokrata z brodą i wstał z krzesła. Za nim ruszyli się inni... Parę osób wyszło, kilka zostało... Inni wyśliznęli się nie postrzeżeni...
W pół godziny potém szeptano tylko w małych kupkach a naostatku został Arusbek sam i jenerał. Milcząc podali sobie ręce — kniaź podniósł jednę do góry.
— Stanisławie Karłowiczu... jest ruskie przysłowie:
Boh staryj czudotworec!
(Bóg stary cudów sprawca!)
— W istocie na to chyba potrzeba Boga i — cudu, wzdychając odpowiedział jenerał.