Od powrotu jenerała ze Lwowa, od pierwszego przywitania z matką i Michaliną, która się jak wiśnia zaczerwieniła podając mu drżącą rękę, nie miał on zręczności mówić z nią sam na sam. Zdawała się tego unikać, ale stósunek obojga był poufalszy, bardziéj braterski łatwiejszy. Oko matki, które śledziło bacznie każdy ruch, wejrzenie, słówko Michaliny, czasem błyskało źle utajoną radością; nie chciała wszakże pułkownikowa ani ich zbliżać, ani wpływać czémkolwiek na to przybliżenie, którego najmocniéj pragnęła. Uważał tylko jenerał, iż ilekroć dłużéj, poufaléj, weseléj rozmawiał z Michaliną, matka jego stawała się téż weselszą... Niekiedy umyślnie choć pod jakimś pozorem wychodziła z pokoju, zostawując ich samych i przechadzając się po drugim, przez drzwi otwarte przypatrywała się z daleka, obawiając spłoszyć...
Michalina doskonale to widziała... i uśmiech smutny przebiegał po jéj ustach.
Z powodu listu Stanisław bardzo łatwo mógł był z Michaliną pomówić szczerzéj o sobie... o swém sercu, o braterskiéj przyjaźni, która tak łatwo w inne się zmienia uczucia, umyślnie wszakże zdawał się nie korzystać ze zręczności — milczał Michalinie nie wypadało go saméj o to badać. Stósunek więc pozostał ten sam w istocie, choć na pozór się polepszył. Co się działo w sercu jenerała, z tego nie spowiadał się nikomu.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/876
Ta strona została skorygowana.