Może téż spoufaleniu i wzajemnemu ocenieniu przeszkadzał ten najpoczciwszy Arusbek, który nieznacznie zakochał się w sposób niebezpieczny. Z razu sam żartował z tego uczucia przed jenerałem, który go znał z łatwo rozpłomieniającego się serca, potém (co było bardzo złym znakiem) zamilkł i nie mówił już o tém.
Nie potrzebował téż przyznawać się do tego, co było aż nadto widoczném dla wszystkich. Zaniepokoiło to nawet pułkownikową.
— Mój Stasiu — szepnęła raz jenerałowa — ale doprawdy zdaje mi się, że ten twój poczciwy kniaź zakochał się, czy co, w Michalinie. Siedzi godzinami przy niéj a gdy mówić nie może, to ją, powiadam ci, zjada oczyma. Mnie to niepokoi, bo po cóż poczciwy człowiek ma nadaremnie się męczyć, kiedy z tego nic być nie może.
— Mama sądzi, że nie może? — spytał jenerał.
— A jakżeby mogło być? zmiłuj się! Michalina katoliczka gorliwa, on schizmatyk... i żeby go pokochać miała, nie ma najmniejszego podobieństwa...
— Czy była o tém mowa?
— Uchowaj Boże! Mowa! Jabym nie śmiała jéj o to zapytać! Zakrzyczałaby mnie! Jest to wprost niepodobieństwo. Michalina jak ja szanuje go bardzo, dosyć dla nas, by był twym przyjacielem... żeby zaś miała... a!! a! uchowaj Boże, to nie może być nigdy! Czy on z tobą o tém mówił kiedy?
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/877
Ta strona została skorygowana.