— Mama się zgodzi a ja proszę — masz pani tytuł, by być między nami sędzią!
— Alboż był spór?
— Broń Boże, jest kwestya, co robić, pomóż nam pani do jéj rozwiązania. Ja jestem jednym z tych synów marnotrawnych, którzy, długo nie będąc w domu, rodziców myśli zgadywać się oduczyli; pani lepiéj daleko czujesz, co mamie miłém i pożądaném być może — czemużbyś pani nie pomogła mi? byłaby to przyjacielska usługa.
Michalina spuściła oczy; widocznie była zakłopotaną.
— To jedno tylko wiem, że pułkownikowéj najmilszémby było, żebyś pan z nią mógł zostać, żeby jak najprędzéj znalazł się swój własny kątek...
— Ale wybór tego kątka? przerwał jenerał — uznasz pani?
— Słyszałam uwagi i wiem, że pan masz słuszność — ale...
— Ale co? droga pani! podchwycił Stanisław.
— Ale matka! jéj spokój!
— Właśnie tenbym chciał zapewnić. Jest rzeczą nieuchronną pojechać w Poznańskie... Co pani sądzi, czy mama także jechać i męczyć się ma, czy?
— Czy zostać tu i niepokoić o pana w Krakowie? dodała Michalina. O! doprawdy, w téj rzeczy ja radzić nie myślę... róbcie państwo sobie, co chcecie...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/886
Ta strona została skorygowana.