wują. Muszlami obsadzane trawniki, rośliny rzadkie, marmurowe posągi — Geldhaba stać na to!
W całym Berlinie czuć owo Fredrowskie — Geldhaba stać na to! Zapłacone, kupione, urządzone... bardzo piękne, ale tym żołnierzom od kolebki do śmierci, co chodzą po ulicy, niepotrzebne. Płacą architektów, płacą sobie poetów, profesorów, naukę, sławę, utrzymują Humboldtów, sprowadzają Raumerów, protegują Heglów... izraelici im dzienniki redagują i książki piszą, Mendelsohn ma za nich jeniusz muzykalny... o cóż idzie? wszystko jest! Geldhaba stać na to...
Geldhab jest człowiek rządny i porządny, interesa prowadzi wybornie i lada moment zawładnie Europą. Ale gdy Berlin stanie się ową stolicą, która będzie miała za zadanie wyrokować w rzeczach nauki, smaku, tonu... dowcipu, wypadnie kontyngens nowy sprowadzić ludzi, aby te funkcye spełniali. Nie zbywa tu na bardzo wykształconych, któż przeczy? ale wszyscy są upieczeni na jednym militarnym smaku i przenoszą swój wojskowy szyk z sobą wszędzie, do salonu i do książki, do teatru i w małżeński stósunek. Miłość nawet uczyła się tu musztry i zna ją doskonale.
Wjeżdżając do Berlina, czuje się, jakby wpadło do lodowni...
Takie wrażenie ta stolica uczyniła na dwóch paniach po wrącéj i żywéj Warszawie, mniejsze daleko na kniaziu Andrzeju, który mieszkał w Petersburgu
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/893
Ta strona została skorygowana.