obcesowo na niespodziewającego się, napisał list i wysłał go na miejską pocztę.
Przed wieczorem jeszcze otrzymał odpowiedź i zaproszenie na herbatę tegoż dnia. Pan prezes, był bowiem już w Poznańskiém kreowany prezesem, były wojskowy, mieszkał na Francuskiéj ulicy (dziś zapewne przemianowanéj) w piękném pudełku na pierwszém piętrze. Był tu sam, skromne więc zajmował mieszkanie ale wygodnie urządzone. Sprawy publiczne trzymały go tu tak często i długo, iż musiał mieć roczne mieszkanie.
Wchodząc do pokoju, jenerał ujrzał przed sobą siwego, słusznego wzrostu, pięknéj postawy mężczyznę, który mu ścisnął rękę milczący, bez wielkich oznak czułości ale z życzliwością widoczną. Z listu wiedział już mniéj więcéj, co tu sprowadzało Zbyskiego i jakie było jego położenie.
— Niezmiernie się cieszę — odezwał się prosząc siedzieć gospodarz — że mogę pana poznać, z ojcem byliśmy w przyjaźni, radbym synowi odsłużyć, co jemu zawdzięczałem.
— Dla mnie to daleko większe szczęście — rzekł jenerał — bo sam jestem, nie znam kraju, zoryentować mi się trudno, a lepszéj rady jak u pana prezesa zasięgnąć nie mogę.
— Jeśli się nie mylę, z listu wnosićbym mógł, że pan sobie życzysz okupić i osiąść u nas?
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/897
Ta strona została skorygowana.