nie nagadał. Chciał koniecznie pomagać mu, przewodniczyć, mentorować, prezentować... i służyć.
Wśród rozmowy poczętéj ledwie o czém inném, wpadał na rok 1831, wyprawę pod Wilno, bitwy, odwrót, obozowe dzieje — i zacząwszy opowiadanie skręcał nagle potrąciwszy o coś, puszczał się ścieżką w bok, nie mogąc potém do rzeczy powrócić. Śmiał się sam, śmiali wszyscy... ale poczciwy człek nie obrażał się wesołością, którą obudzał, owszem był z niéj szczęśliwy.
Z wielu względów enfant terrible zdradzał i wydawał wiele rzeczy, którychby się od kogo innego dowiedzieć nie było podobna. Arusbek, który wszedłszy zastał go tu, siedział jak na widowisku słuchając go i szeptał pannie Michalinie, że taki typ tylko chyba w Polsce spotkać było można.
— Słuchaj Stasieczku, rzekł w końcu do jenerała — pani pułkownikowo dobrodziejko, jakem żołnierz polski, jak mi miły mój krzyż virtuti, który dostałem z łaski pułkownika, proszę mnie sprawę powierzyć, ja biorę pana Stanisława, kochanego Stasienka z sobą, wiozę, szukam, pokazuję, ostrzegam i zrobię, że go tu ulokujemy na dobréj ziemi, w pysznym majątku, w sąsiedztwie miłém... Niech państwo nie wierzą, co im tu mówić będą, Poznańskie niegościnne... to... owo... Jego tu oburącz pochwycą... na rękach nosić muszą, a nie, to im wszystkim nosy poobcinamy... Ja w tém!
W piersi się uderzył...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/904
Ta strona została skorygowana.