wadził. Przyjmowano tam wielu Rosyan. Pułkownik spytał o pozwolenie i przyjaciela zarekomendował. Ale sam był w zapale najokrutniejszéj miłości dla panny Emilii... Młody człowiek, wszedłszy tam za poręką Zbyskiego, wkrótce pannie w łaski umiał wpaść, rozpoczął cichaczem romans, a że rodzice nie pozwalali... pannę wykradł i z nią do Moskwy drapnął.
Pułkownik, którego jéjmościanka do ostatniéj chwili zwodziła, żeby się ludzie nie domyślali, co ma w sercu — z rozpaczy odchorował i mało nie umarł...
Słuchając opowiadania Arusbek trochę pobladł, Zbyski ruszał ramionami obojętnie, obywatel się śmiał okrutnie, a pan Salezy mruknął, że o tém coś słyszał...
— Od téj pory, panie dobrodzieju, dodał Malwiński, odoru ich już znieść nie mógł. Późniéj mu ta miłość wywietrzała, bo się w pułkownikowéj zakochał, a ta nie tylko że piękna była, ale téż cnotą i talentami gasiła wszystkie — a mimo to sądzę, iż do zgonu nie darował zdrajcy...
— Jak to zdrajcy? podchwycił kniaź — c’etait de bonne guerre! jużciż, kochany gospodarzu, o pozwolenie przyjaciela pytać nie potrzebował. Sprawa była między nim a panną. Szło o szczęście nie jego ale téż i jéj — miał do wyboru ją zdradzić lub przyjaciela... naturalnie zdradził ostatniego.
Miłość, szanowny panie, ma swe prawa.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/910
Ta strona została skorygowana.