parę osób, na których właściciele dobrych garkuchni najwięcéj zarabiają. Gdyby nie rozgrzane głowy i wrzawa przy obiedzie, mogliby byli goście uważać, że drzwi od tego gabinetu parę razy zadrzały, że nie były domknięte i że chwilami w ciemności kątka tego pozwalały sobie nawet szerzéj się nieco otworzyć. Raz, ale na bardzo krótko, ukazała się z nich głowa blada i znikła...
Gdy Malwiński spoczął na kanapie a pan Salezy, napiwszy się na jego rachunek wody z cytryną, wyszedł na palcach, nie pozostało nikogo oprócz uśpionego gospodarza... Służba hotelowa, znająca dobrze jego obyczaje, zajrzała raz tylko i nie chcąc potrzebnego mu przerywać spoczynku, zostawiła stół i świece in statu quo, czekając, aż się obudzi...
Cisza zaległa salę przed chwilą gwarliwą, słychać tylko było sapanie uśpionego amfitriona i wyrywające się niekiedy z piersi jego westchnienia. Drzwi od gabinetu uchyliły się naówczas raz i drugi ostrożnie, wyjrzał z nich średnich lat mężczyzna w okularach niebieskich, zamknął je i wkrótce zjawił się w przedpokoju, wiodącym do sali, gdzie na krześle drzemał przy pół butelce szampana pozostałego od obiadu znudzony oberkelner hotelu z sążnistym rachunkiem na wypadek przebudzenia pana Malwińskiego. Mężczyzna w sinych okularach bardzo grzecznie rozpoczął z nim cichą rozmowę, wśród któréj wsunął ma papierek, podobny do
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/912
Ta strona została skorygowana.