— Cóż to ma znaczyć?...
Pili herbatę. Jegomość w okularach znowu patrzał po sali, milczał a po długim przestanku dokończył — Dajmy temu pokój!
Malwiński chwycił go za rękę, jakby się bał, żeby mu nie uciekł.
— Na wszystko waćpana zaklinam, już tu nie ma co cedzić... i obwijać, mów, prosto z mostu... proszę.. mnieś klina zabił takiego, że póki się nie dowiem, djabli mnie brać będą... Mów asindziéj, wymagam.
Skłonił głowę nieznajomy i bardzo powoli a rozważnie dobierając słów, rozpoczął:
— Wyrwało mi się nieopatrznie i niepotrzebnie coś, za co pokutować teraz muszę. Pan mnie nie zna i znać nie będzie, jakże to obcemu, nie mającemu za sobą powagi żadnéj, wyrywać się z tém, co się wam wyda oszczerstwem? A tymczasem jestem już związany tak, że panu rzecz całą wyjawić muszę...
Zbyski jest synem pańskiego podobno kolegi.
— Mojego pułkownika i najzacniejszego w świecie człowieka! i najczcigodniejszéj matki, która była śliczna jak różyczka! wykrzyknął Malwiński.
— To wszakże nie przeszkadza, żeby był szpiegiem i zdrajcą! dodał z zimną krwią człowiek w okularach. Czekaj pan, nie burz się! My go dobrze w Petersburgu znaliśmy... Był w cesarskich łaskach, zbałamucił bardzo bogatą kobietę, któréj cały majątek pochwycił....
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/917
Ta strona została skorygowana.