Trzeciego dnia nadszedł o południu prezes zimny jak lód, grzeczny, zakłopotany widocznie. Siadł przy pułkownikowéj, mało mówił z jenerałem i wyraził tylko ubolewanie, iż w zawiązaniu stósunków w Poznańskiém trudno mu będzie pomoc swą ofiarować, gdyż znaglony jest pilnemi interesami pojechać do Kolonii a potém do Hamburga i nie wie, kiedy powróci. Mógłby był łacno dać listy, ale o tych jakby zapomniał, pożegnał się z jenerałem grzecznie, bawił krótko i wyszedł.
— Wiesz co, rzekł jenerał do kniazia, wróciwszy po odprowadzeniu go do przedpokoju — il y a du louche... w tém wszystkiém... To zniknięcie Malwińskiego... ten wyjazd nagły prezesa... ten jego chłód i przymuszona jakaś grzeczność... są dla mnie niezrozumiałe... Między pierwszém przyjęciem a tą odprawą... coś niepojętego... zajść musiało...
Arusbek ruszył ramionami.
— Może jesteś podejrzliwym do zbytku a wreszcie i słuszność mieć możesz. Aby ocenić postępowanie tych ludzi, należałoby ich znać, kraj, obyczaj... Jesteś w tym przedmiocie lepszym sędzią nademnie...
— Mnie ta zmiana uderza! coby to być mogło?
Nie wiem...
Słowa o tém nie powiedziawszy matce, jenerał jednak uczuł się niespokojnym. Miał jeszcze listy do dwóch rodzin wielkopolskich, pozostawało mu jechać
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/924
Ta strona została skorygowana.