saną, podpisaną téż nazwiskiem nieznajomém mu rosyjskiém.. w któréj Sergiusz Aleksandrowicz Zamaryn, rzeczywisty radzca stanu, prosił go o pilną chwilę rozmowy w bardzo ważnym interesie.
Bilet ten jenerał z nieukontentowaniem podsunął księciu i spytał —
— Powiedz mi, jeśli wiesz, kto to może być i czego ten człowiek chce odemnie?
— Zamaryn! Sergiusz!... Aleksandrowicz! Nie znam, zupełnie mi obce nazwisko... nie rozumiem... Wiem o téj rodzinie, stara to bojarska moskiewska... Zrobiono ich podobno hrabiami. Żadnego jednak z Zamarynów w Petersburgu sobie nie przypominam.
— Tu trzebaby jechać... a nie podobna odmówić! — zachmurzony odezwał się jenerał — A! niech go tam!
— Pewnie jaki słowianofil, który, dowiedziawszy się, że chcesz ogień z wodą pogodzić, przychodzi z projektem...
— Zobaczymy.
Jenerał siadł i odpisał grzecznie, iż będzie na usługi pana radzcy stanu do godziny trzeciéj, ale że ma pilną podróż przed sobą i tegoż dnia wyjechać musi...
W godzinę przyniesiono odpowiedź, w któréj Sergiusz Aleksandrowicz ubolewał, że tak nie w porę się zgłosił, i zapytywał, kiedy jenerał powróci, aby przydługi interes mógł późniéj mu opowiedzieć.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/928
Ta strona została skorygowana.