Oba listy, mimo surowego incognito jenerała, były zaadresowane Stanisławowi Karłowiczowi Zbyskiemu. Wszystko to jakoś niezrozumiałe drażniło i jenerał postanowił wstrzymać się raczéj z podróżą niżeli jechać z tą zagadką nową i troską. Jeszcze więc raz odpisał, że woli podróż swą odroczyć a gotów służyć panu radzcy stanu.
O naznaczonéj godzinie kniaź wyszedł do pułkownikowéj, jenerał sam oczekiwał na gościa. Niespóźniwszy się ani o pięć minut, punkt o czasie umówionym przysłał swój bilet przez szwajcara Rosyanin i sam zaraz za nim pospieszył.
Był to człowiek nie stary, wymizerowany, kaszlący, blady, o oczach jakby szklanych, ruchach niepewnych, wzroku błędnym, na którym znać było od pierwszego kroku wychowanie pańskie i wyżycie téż arystokratyczne.
Był to zaledwie cień człowieka zrujnowanego na zdrowiu, złamanego przedwczesną bezsilnością. Wszedłszy podał rękę grzecznie, zakaszlał się, schwycił pierwsze krzesło, jakie mu się trafiło, i usiadł. Przejście wschodów dech mu odjęło...Ręce, któremi usta ocierał, drżały, głosu nie łatwo mógł dobyć i, odezwał się bardzo cicho.
— Stanisław Karłowicz Zbyski?
— Przepraszam was — rzekł jenerał — człowiek, którego nazwisko wymawiacie, jest cywilnie umarłym
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/929
Ta strona została skorygowana.