wia się to inaczéj. Marya Pawłowna dobrowolnie, opuściła Rosyą, prawnie pozbyła się posiadłości tych tylko, które jéj prawo sprzedać dozwalało... należała więc do siebie a to, co miała, do niéj.
— Nic! nic! zaprzeczył Zamaryn, tego żaden prawy Rosyanin nie uzna... to jurystowskie wykręty...
— Sergiuszu Aleksandrowiczu — mam honor was pożegnać — zawołał, wstając jenerał — nie byłem nigdy jurystą, mam uczucie sprawiedliwości i zdrowy rozsądek... a obowiązku tłómaczenia się wam z mych przekonań nie czuję...
Pomimo pożegnania Sergiusz wcale wstawać nie myślał, obrócił wzrok szklany na mówiącego... milczał... zdawał się niepewny, co począć.
— Przepraszam was — nie chciałem obrazić. — Jednak ten interes tak się nie może skończyć... Zamarynowie nie wyrzekną się, co im słusznie należy... oni swojego dojść i odebrać je muszą...
Zbyski stał i milczał, dawał mu mówić, nie odpowiadając słowa, spoglądał na drzwi, czerwieniał, w ostatku wziął książkę z drugiego stolika, siadł pod oknem i czytać zaczął. Zawracało mu się w głowie — i pragnął naprzód pozbyć się natręta, aby rozważnie obmyśleć, co mu począć wypadało.
Zamaryn, widząc determinacyą gospodarza, zniechęcony wstał gwałtownie z krzesła, wyszedł nie żegnając się i drzwi za sobą z hukiem gniewu zatrzasnął...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/932
Ta strona została skorygowana.