Lohndiener — tylko starzy. Młodzi czasem chorują na cnotę i poezyą... a starzy...
Ręką rzucił w powietrzu... Dosyć, że my go sprowadzimy...
— A więc?
— Rzecz załatwiona — rzekł sługa — tylko jedno pytanie. Nasze prawa są dosyć ostre — gdyby się z tego krwawa i kryminalna wywiązać miała historya... natenczas będziemy pociągnięci do sądu, do inkwizycyi... a wówczas i mnie się dostać może. Prawa nasze, z wyjątkiem wojskowych, dla których mają szczególne względy — są bardzo surowe. WKMości ani tytuł ani pieniądze nie obronią...
— To moja rzecz!... pogardliwie ofuknął Arusbek...
— Ale moja skóra? spytał Lohndiener.
— Wszak ci w przypadku może być i ocenioną i opłaconą. Nie prawdaż?
Lohndiener skłonił się i szybko odszedł, ale w jednéj chwili zawrócił. — Gdzie księcia znajdę?
Arusbek wskazał mu cukiernią na rogu... Wszedłszy tu kazał sobie przynieść szklankę Wermuthu i wziął gazetę, aby nią zakryty namyślił się, co miał zrobić z Arsenem Prokopowiczem. Było na to dosyć czasu, gdyż prawdopodobnie zarozumiały ów sługa nie tak prędko mógł odkryć jego mieszkanie... Postrzegł téż kniaź, iż przyjaciela z sobą nie wziął. Przyjacielem zwał się
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/946
Ta strona została skorygowana.