prędko porosły, cień otoczył dwór, na którego dachu powiewała herbowna chorągiew. Herb zdobił fronton téż a gęsto i inne części budowy i sprzęt ubierający wewnątrz pokoje.
I było ładnie, bardzo ładnie a smakownie, a choć nie w tych może rozmiarach, co u wielkich panów... wszakci prawie tak samo — tylko w miniaturze. Każdy Radziwiłł, Sapieha, Lubomirski, przybywszy tu, czuł, że do przyzwoitego zajechał człowieka, który miał tyle co on gustu, choć nie tyle majątku.
I było oprócz tego z wielkim ładem, porządkiem, a gospodarstwo szło, co się zowie, umiejętnie prowadzone. Dawni nasi magnaci, gospodarze nietędzy, nie mieli tego z kluczów, co dzisiejsza szlachta wielkopolska z niewielkich wiosek.
Rodzina, do któréj ten piękny dwór z wspaniałemi zabudowaniami gospodarskiemi należał, składała się z sędziwego już gospodarza, jego żony i syna... Syn miał tymczasowo osobny sobie wydzielony majątek, ale staremu pomagał ojcu. Wykształcony znakomicie, agronom z powołania, młody człowiek z zamiłowaniem oddawał się robieniu pieniędzy. Miał on swe fantazye, ale zawsze więcéj zapracował niż pozwolił sobie stracić. Wychowany starannie, zdolny bardzo, obyty z najlepszém towarzystwem, mógł nietylko w salonach najarystokratyczniejszych Europy świetną grać rolę, ale pewnie gruntowną nauką i wiadomościami zawstydziłby
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/956
Ta strona została skorygowana.