dać nie mógł, jadał w piątek z mięsem i zapominał o wiliach, w domu wszakże jak najściśléj post zachowywał i księdza w rękę całował. W serca jego głębi była może obojętność, na świat jednak nie wychodziła. Wiedział to dobrze, iż hrabstwo, państwo, ba szlachectwo nawet i dobry ton podałby w wątpliwość gdyby na włos od tych praktyk tradycyjnych odstąpił. Nie płynęły one z uczucia ale z rozumu. Był téż dla tych samych powodów monarchistą i brzydził się ideami demokratycznemi a nawet liberalizmem, bo to trąciło plebejuszowstwem. Wszędzie, gdziekolwiek mógł, głosił otwarcie swe przekonania, dokumentując niemi szczególniéj stan i klasę, do któréj należał. Niekiedy pozwalał sobie nawet przesady w tych rzeczach i sofizmatu. bo wiedział, że się to ogólnie podobało i dawało pewne wytworne piętno człowiekowi... Niezmiernie ubolewał nad tém, że legitymistą być nie mógł... ale zkąd było wziąć dynastyą?? Prawowitéj nie sposób było stworzyć.
W ojcu wszystko to, co w synu przychodziło z refleksyi; rosło instynktowo, ojciec był bezwiednie tém samém, co syn, ojciec szczerze to wszystko w sobie wyrobił, syn włożył jak maskę. Patrząc téż na ich obu, gdy byli razem, można było ocenić, jak dalece sztuka przewyższa naturę. W starym niektóre z tych rysów raziły, nie zaokrąglały się, występowały nadto, w synu one harmonijnie były z artyzmem wielkim spojone.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/960
Ta strona została skorygowana.