wszakże przemawiała za nim, raz, że w nim serce poczciwe ceniła, powtóre, że sobie założyła koniecznie go nawrócić... Dawała mu Nicolasa, pożyczała i zmuszała do czytania różnych apologetów nowszych... a choć rotmistrz bredził okrutnie, gdy go o nich zaczepiła, miała zawsze nadzieję, że pan Bóg serce jego dotknie i że się kiedyś nawróci. Nie należy z tego sądzić, jakoby rotmistrz Mierzwiński wcale nie miał wiary, chodził on do kościoła, modlił się łzawo, pełen był dobrych uczynków... ale na jezuitów różne rzeczy brzydkie prawił i sam nie wiedział, czego chciał od kościoła. Przytém utrzymywał, że piątek opuścić grzech nie jest zbyt wielki, że do chorego pójść miléj dla Boga pewnie, niż gdyby się na mszą poszło, że inkwizycya paliła niepotrzebnie i tym podobne brednie heretyckie. Staruszka chciała w nim wytępić te chwasty, ale rotmistrz był uparty i — tępy...
Życie w domu państwa Mierzwińskich szło nader urzędownie wymierzone. Służba od rana przywdziewała liberyą, kuchnia nie była nadto smaczna ale podanie przepyszne, wino często nieosobliwe, flaszki zawsze kryształowe i kieliszki rznięte z herbami. Herby te połączone aż do znużenia powtarzały się w rzeźbionych krzesłach, na sprzętach, porcelanie, szkle, metalu i na miękkiém nawet maśle przy śniadaniu...
Dnia tego, w którym zmuszeni jesteśmy zajrzeć do Mierzwina, całe towarzystwo było w wielkim komplecie,
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/963
Ta strona została skorygowana.