To może towarzystwo interesów moralnych lub pomoc naukowa dla dziewcząt albo wydawnictwo ludowych ksiąg jakie nowe lub co podobnego! Mamy tego dosyć... Proszę cię!
— Szczerze mówię, począł się śmiać Malwiński... cale inna sprawa...
— Aby znowu nie prenumerata na książki lub nowe pisma, co się potém nigdy nie ukazują... Dajcież mi pokój... To tak jak z gramatyką ks. Malinowskiego! Cóż to, czy ja będę się na starość uczył pisowni nowéj... Dajże mi pokój.
— Nic mnie z tych rzeczy nie powierzono... rzekł Malwiński.
— To już wiem, znowu pewnie mityng jaki szkólny? ha? nie zgadłem! lub ochrona lub szkółka... Do tego są księża... to nie nasza rzecz...
— Zaraz powiem...
— Może już wybory agitujecie i chodzi wam o głosy! Włościan odrywa się od roboty, bałamuci a nam z tych deputowanych w Berlinie nic. Co tam ośmnastu czy dwudziestu Polaków zrobi na czterechset Niemców! Dwóch więcéj, dwóch mniéj... a zmagaj się — a jedź a pieniądze dawaj! ale — basta!
Malwiński milczał już, dając się staremu wygadać... W końcu jednak hrabia popatrzywszy na jego skwaszoną minę, odezwał się — Ale już mów, już mów, tylko cię uprzedzam, jeśli jedna z tych rzeczy, nic nie
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/968
Ta strona została skorygowana.