Pierwszy to był człowiek, co się tu doń zbliżył ze współczuciem, można sobie wyobrazić, z jaką wdzięcznością przyjął tę rosę słów ożywiającą Zbyski... Wysunęli się razem do gabinetu, gdzie młodzież ćmiła papierosy i cygara...
Tu usiedli na kanapce, bo właśnie muzyka zaczynała grać i młodzi panowie pospieszyli do tańca... Wkrótce pokój się wypróżnił, pozostały w nim tylko gęste dymu obłoki.
— Co pan tu w Księstwie porabiasz? spytał rotmistrz...
— Panu to otwarcie powiedzieć mogę, węstchnął Zbyski — jestem emigrant, któremu do Rosyi powrócić nie podobna... Chciałem gdzieś na polskiéj ziemi kupić kawałek gruntu... siąść i razem ze starą matką dożyć w pokoju dosyć już utrapionego życia...
— Myślisz asindziéj, że go tu Prusacy wpuszczą? kiwając głową, rzekł rotmistrz..
— Jeśli prawo szanowaném tu jest, powinniby mi dozwolić siedzieć spokojnie... Mogę uzyskać obywatelstwo w Saksonii, w którém z państw do związku należących a naówczas mam prawo mieszkać i w Prusiech...
— Ale obywatelstwa tu nie otrzymasz nigdy! dodał Mierzwiński.
— Po coż mi ono? z uśmiechem smutnym począł Zbyski — w życie polityczne prowincyi mięszać się
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/980
Ta strona została skorygowana.