skich salonów, nie umiał ocenić un homme si comme il faut.
— Ja bo papie zawsze mówię, szepnął Jerzy — Malwiński jest stary trzpiot, którego paplaniny brać na seryo nie można..
— Proszęż cię — nic się znowu takiego nie stało. Nie uchybi no mu... a żeśmy go tam nie przyjmowali tak z owacyami... nie ma nic złego... Mniejsza o to — mniejsza o to...
Po téj pierwszéj próbie nie miał już jenerał najmniejszéj ochoty robić więcéj znajomości i byłby niechybnie do Berlina powrócił, gdyby się nazajutrz nie zjawił rotmistrz.
Było to z południa; znać mu czegoś nader spiesznie mówić się chciało z jenerałem, bo w ganku już o niego zapytał. Twarz miał rozjaśnioną. Kasztelan, który bardzo był gościnny, bo mieszkał sam z niemłodą już córką swoją, i choć nie umiał gości zabawić, rad im był dla niéj i dla siebie — przyjął Mierzwińskiego serdecznie..
Po chwilce ogólnéj rozmowy rotmistrz ciągnął już do kąta jenerała. — Mam się z panem rozmówić... kilka słówek...
Wyszli do drugiego pokoju.
— Nie przypominasz pan sobie w Berlinie kogo... jakiego nieżyczliwego sobie człowieka, bladego, nie młodego... w okularach niebieskich...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/984
Ta strona została skorygowana.