Dobył naprzód pularesik wytarty i szybko bardzo na jednéj z kartek jego kilka słów napisał.. potém zdawał się rachować, czy pozostać z ubraniem, czy złożyć je na trawie dla kogoś biednego, coby zużytkować je potrafił — potém westchnął, w dłoniach skrył czoło i żegnał się ze światem.
Zasłonił może oczy, aby nie widzieć uroczego obrazu natury, coby go mogła z życiem pogodzić, aby przypomnieć inny świat, krajobraz... inną, może daleką stronę...
Obok niego leżała zapisana kartka, zrzucona odzież, kij podróżny... Wstał po długiém jakby uśpieniu, jakby marzeniu, zajrzał ze skrawka skały, na któréj stał, w dół... patrzał długo, potém gwałtownym ruchem skoczyć już chciał w przepaść... gdy najprozaiczniéj w świecie ktoś z za krzaka wychyliwszy się, porwał go za kołnierz i rzucił na ziemię. Ratujący i wyratowany upadli na śliską murawę... pierwszy z nich żywy i zdrowy, drugi omdlały... Zbyt silne było dla biedaka wrażenie, głód, znużenie, przestrach, duszna boleść... uderzyły go jak piorunem...
Zbawca ujrzał przed sobą bladą twarz czarnemi otoczoną włosami, niby martwą i przeraził się sądząc, że wrażenie zabiło biedaka.
— Raz w życiu miałem popełnić dobry uczynek... przypadkiem, mruknął ruszając ramionami — i to mi się nie udało. To trzeba mojego szczęścia prawdziwie...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/99
Ta strona została skorygowana.