Strona:PL JI Kraszewski Zagroba.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.
40

— Któż to wy? spytałem.
— Kto? zabawne pytanie! my! stare rody, rody magnackie, historyczne.
— Mój Prezesie, zdaje mi się przesadzasz.
Ruszył ramionami i umilkł, a potém zawsze dodał.
— Wy bo wczarajsi, niechcecie nic wiedzieć, aby się niczemu nie pokłonić. Dajmy temu pokój!
— Dajmy pokój!
Ale pomimo że sam proponował to — Dajmy pokój — mimowolnie nawracał znowu rozmowę na ten sam przedmiot. Dziad Kasztelan, Stryj Jenerał, lub co podobnego, służyło za węzełek do połączenia się znowu z ukochaną przeszłością, do utyskiwań, że wielki ród Zagrobów zagaśnie w kądziel przechodząc.
Oboje państwo już byli w wieku, że się nie mogli spodziewać potomstwa.
Anielkę wychowywano bardzo starannie. Nie mówię o nauce, o talentach, bo te bogatym łatwo jest dać dziecięciu, ale o moralném prowadzeniu dziewczęcia. Nie było to wcale wychowanie dzisiejsze w którym Ja, tak wielką gra rolę, gdzie dziecię wcześnie się uczy zajmować sobą, myśleć o sobie i nie cenić ani serca rodziców, ani szanować siwych ich włosów. Anielka była dziecięciem, któremu zrana, wmówiono, jak wielkie jest poświęcenie, jak piękny obowiązek. Gotowała się do życia, jak do walki, jak do ofiary. — Matka cicha i poczciwa starych