Strona:PL JI Kraszewski Zając jedynak from Łowiec 1879 No 2 part4.png

Ta strona została uwierzytelniona.

drzewa, jesienne kwiaty i jagody dokoła mi się przedrzeźniały i wabiły. Przysłuchiwałem się razem, czy tez psy nie gonią, czy się strzały słyszeć nie dadzą. — Cisza głucha!
W początku to nic jeszcze, psów nie puszczono pewnie, ale upłynęła godzina — nic nie słychać, — druga, cicho.
Raz się przesunęły psy koło mnie tropiąc na próżno i znikły. Na ścieżce po za mną stojący myśliwi jakby się pospali, żaden ani puknie ani huknie.
Upłynęło godzin trzy — żywego ducha. — Las, który miałem przed sobą, rozpatrzywszy pod wszystkimi względami, dobyłem na nowo Schillera, zaczynało być nudno.
Właśnie książkę rozłożyłem, gdy przedemną w krzaku szelest słyszę. Myślałem zrazu, ze znowu gończe się tu zabłąkały, wtem patrzę — w gąszczy pod krzakiem sterczy do góry para uszów zająca — nie widać więcej nic — słuchy tylko, któremi kręci. Miałem czas wziąć strzelbę i palnąć poniżej słuchów — znikły. Byłem tak pewnym, że zając uszedł szczęśliwie, iż mi się nawet pójść do krzaku nie chciało. Jednak idę zobaczyć. Nieborak leży zakrwawiony i dogorywa. Tryumf wcale niespodziewany — pociągnąłem go więc z sobą – i stoję znowu. Cisza głucha — a pókiż tego będzie — już zmierzcha. Naostatek słyszę dosyć ożywiony głos p. Rocha, który narzeka i gniewa się idąc z wujem razem. Polowanie nie udało się tak fatalnie, że nikt żadnej zwierzyny nie widział.
— Do czegoż ty strzelałeś, bo mi się zdaje, że słyszałem strzał z tej strony?
— Pewnie do ptaszka — rzekł p. Roch.
— Nie, do zająca.
— I cóż się z nim stało?
Usunąłem się, aby pokazać szaraka — zdumienie wielkie, kompromitacya jeszcze większa, ze wszystkich starych myśliwych nikt nie strzelał, a tu literatowi udało się nieszczęśliwego zająca upolować.