Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

poruszyło snadź serce Czokołda, który tu stanął, złożył ręce i począł się jakby modlić. Wśród modlitwy śmiech dziki wyrwał mu się z ust, czapkę nacisnął na głowę, nogą uderzył w ziemię i wybiegł na ścieżkę. Krowa organisty podniosła oczy zdziwione, a zobaczywszy przybysza obcego, sapnęła, ogon wyprężyła i rzuciła się przez kamienie ku wrotom, przestraszona.. Ciekawy gość podszedł pod stary kościołek, ale ten był zamknięty. Podumał w progu i zabierał się wychodzić, gdy we wrotach ujrzał postać, która mu drogę zastąpiła. Była to baba o kiju, w koszuli zgrzebnéj i fartuchu, z głową obwiązaną chustką grubą, z pod któréj włosy siwe wysuwały się rozczochrane. Słusznego niegdyś wzrostu, staruszka teraz była zgięta i jakby złamana, podnosiła tylko z wysiłkiem głowę, aby widzieć przed sobą, a ta szyja wyciągnięta przy wpół zwichniętéj postaci, nadawała jéj jakąś paralityczną fizyonomię.. Twarz zresztą sama, otwarte usta z wargami zwisłemi, oczy zaczerwienione, długiemi włosy siwemi porosłe policzki, czoło w grube fałdy pogarbione, posiekana skóra, przylgła do kości, straszną ją czyniły. Ręce na kiju złożone, na których też skóra zdawała się nadzianą i jakby obcą, pozwijaną w fałdy dziwaczne — odpowiadały obliczu.. Stała tak, patrzała oczy szeroko otwierając, i nie spuszczała z nich na chwilę Czokołda. Na nim ta czarownica wiejska snadź tak przykre uczyniła wrażenie, iż chcąc ją wyminąć, obejrzał się czy innego wyjścia nie znajdzie, ale cmentarz miał jedno tylko. Trudno było stać i czekać, gdyż baba na kiju oparta nie ruszała się z miejsca.
Zawahawszy się krótko, Czokołd począł się ku niéj zbliżać nie mówiąc słowa, doszedł do niéj o krok i usiłował wyminąć, gdy ta wiodąc za nim wzrokiem pozdrowiła.