Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

dy ty przykazujesz? Jasieńku pociesz, powiedz co było z tobą? co jest?
— Cicho, cicho... byłem wygnańcem i tułaczem... i jestem, i będę.
— Jakże ty tu?
— A! nie wiem... Pan Bóg czy szatan zapędził za karę.
— Tu? czyż we dworze?
— Gościem we dworze.
Staréj kij z rąk wypadł, załamała dłonie. Czokołd podniósł i oddał jéj laskę.
— Ty! we dworze u nich?
— Ja, u nich.
— Idźże, uciekaj, bo cię skusi, bo będzie nieszczęście... ja wiem, ja wszystko wiem, w tobie chęć zemsty żyje.
Czokołd spuścił głowę.
— Ale cicho! Horpyno...
— Toć milczę.
Zaczęła płakać.
— Jakżeby dusza pragnęła cię widzieć i słuchać! a muszę ci mówić: idź, uciekaj.
— A gdybym został? ponuro odezwał się szlachcic patrząc w ziemię.
— Nie, nie, idź... ciebie tu poznają, choć się przed czasem zestarzałeś, i ścigać będą za nią, i za to coś dawniéj pobroił.
— Pobroił? przerwał Czokołd; com zrobił tego nie żałuję, i dziśbym to jeszcze powtórzył.
— Otoż dla czego tobie tu zostać nie można, serce ci się żółcią zaleje, a żółć bryźnie na ludzi.
Czokołd westchnął.
— Dość, Horpyno, rzekł, dość; już ja to wszystko wiem co ty mi powiedzieć możesz, a co się ma stać to się stanie. Pan Bóg sam czy inna siła plącze tak moim losem, że czegobym nie chciał to muszę... Ja jemu... temu wskazał na dwór reką) ocaliłem życie, a jego