Nie bardzo urozmaicone było życie w Ćwikłach, i humor tylko saméj pani dni od siebie odróżniał. Kobyliński zresztą pilnował się godzin i porządku, i rzadko, gdy się już bardzo wynudził, odważył na jakąś wycieczkę lub zaprosiny.
W istocie zależało wszystko od saméj pani, która kierowała i mężem, i dworem, i ludźmi, słotą i pogodą domu. Póki spała, nikt się nie ruszył, ani głośniéj zagadał; gdy się śmiała, wszyscy byli weseli; a gdy ja kaprysy napadły, co się często trafiało, zacząwszy od męża, każdyby rad był w myszą dziurę się schował. Na nicby to się nie przydało jednak, bo jejmość, gdy była napadnięta tą chandrą, najwięcéj właśnie ludzi potrzebowała i zły humor musiała wywrzeć na kogoś. Nieszczęśliwy mąż zwykle padał ofiarą. Znosił te przykre dni, a chociaż przywiązany do niéj wielce, po trosze miał tém ułatwione zadanie, iż pozornie bardzo umiejąc okazywać zgryzotę i utrapienie, wielce znów do serca nie brał całéj téj wrzawy.
Następnego dnia Teklunia była nie bardzo kwaśna, przeszedł też do wieczora spokojnie, na przechadzce około gospodarstwa, po polach, na gawędce w ganku i warcabach z panem Czokołdem, który grał bardzo dobrze. Z tego się niezmiernie ucieszył Kobyliński. Przez cały ten dzień przeciwko przyszłemu rezydentowi ani
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.