Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

podobne, i wynikiem ich naturalnym nie mogło być nic innego nad prośbę szambelana, aby w niéj czułą znalazł siostrę, nad ciche przyzwolenie jéj.
— Ale, że złość ludzka, dodała Teklunia, zaraz, zawsze we wszystkiém szuka złego i czernić lubi... najczystsze nawet i niewinne uczucia tajemnicą osłaniać się muszą. Ludzie występni nigdy w cnotę uwierzyć nie mogą.
Na téj mizantropii osnuto wiele rzeczy pięknych, i zgodzono się, iż siostra i brat dla zimnego świata na pozór obcymi być winni. A wtém też stolnik z Czokołdem na ganek wrócili.
Mąż spytał o czém była rozmowa, a Teklunia nie chcąc czystych i anielskich chwil profanować kłamstwem, z uśmiechem wesołym odpędziła go słówkiem:
— O! mówiliśmy doprawdy o rzeczach, którychbyś ty ani słuchać nie chciał, aniby ci były zrozumiałe.
Mąż zadanéj sobie głupoty nie wziął za złe, a dla szambelana śmiały ten odpór dany był wskazówką, jak dalece z poczciwym stolnikiem posunąć się można. Czokołd nie potrzebował wracać na ganek i bliżéj twarzom się przypatrzyć, by wiedzieć na czém stanęła rozmowa; domyślał się łatwo, iż tymczasowo w obłoki wzbić się musiała, aby kulą potém spaść na tę nieuniknioną ziemię, od któréj orły nawet odlecieć nie mogą.
Dla czego tak grożące stolnikowi a niewidome dlań niebezpieczeństwo cieszyło Czokołda, nie umiemy powiedzieć. Zaskarbił sobie tymczasem i przyjaźń szambelana, i co większa, wielką łaskę u pani, która powiedziała sobie po cichu, iż z wolna zmieni zdanie, ulituje się nad tym biednym szlachcicem i da mu tu zostać na rezydencyi.
Szambelan zabawił do późnego wieczoru, a gdy odjeżdżając ujął rączkę białą, aby na niéj pożegnalny złożyć pocałunek, uczuł lekkie ściśnienie paluszków téj improwizowanéj siostry, dla któréj gotów był w téj chwili zostać bratem, rodziną, sługą, czémkolwiekby rozkazała.